Nic bardziej mylnego! W niniejszej książce Moreland, w typowy dla siebie sposób, przedstawia przekonujące dowody na istnienie duszy i pokazuje, dlaczego kwestia ta ma tak ogromne znaczenie dla naszego codziennego życia. Rozważania Morelanda na temat duszy zmieniły moje życie osobiste i akademickie. Z radością polecam jej lekturę i
Mało wiedzy oddala od Boga. Dużo wiedzy sprowadza do Niego z powrotem. Te słowa, wypowiedziane ongiś przez Ludwika Pasteura, znakomitego biologa i lekarza, w dzisiejszym świecie, świecie niesłychanego postępu nauki, nabierają nowego znaczenia. Jego wyrazem jest książka "Duchowy mózg. Neuronaukowa argumentacja za istnieniem duszy" - wspólne dzieło Mario Beauregarda, neurobiologa, oraz Denyse O'Leary, dziennikarki - której polski przekład ukazał się właśnie nakładem krakowskiego Wydawnictwa OpiniiMario Beauregard specjalizuje się w naukowych badaniach zjawisk mistycznych, określanych w tej pracy skrótem DRDM (doświadczenia religijne, duchowe i/lub mistyczne). Analizując własne przeżycia, badając źródła oraz doświadczenia osób przeżywających takie stany, badając pracę ich mózgu doszedł do wniosku, że to, co określamy jako stany mistyczne, a więc stany bezpośredniego kontaktu z rzeczywistością duchową, jest faktem obiektywnym, nie zaś - jak chcą materialiści - wytworem mniej czy bardziej chorego organu zawiadującego działaniami człowieka. "Udowodnienie, że określone stany mózgowe są kojarzone z DRDM nie oznacza, że tego rodzaju doświadczenia są tylko stanami mózgowymi; a fakt, że DRDM mają neuronalne podłoże, nie oznacza, że są wyłącznie złudzeniem. Również myśli i uczucia są powiązane z aktywnością konkretnych obszarów i obwodów w mózgu, a jednak tylko radykalny materialista uznałby je za złudzenia dlatego, że mają podłoże neuronalne" - pisze. I przywołuje poglądy słynnego psychologa Abrahama Maslowa, stwierdzającego "Jest bardzo prawdopodobne, a właściwie niemal pewne, że dawne relacje [dotyczące doświadczeń mistycznych] wyrażone w kategoriach ponadnaturalnego doświadczenia, w rzeczywistości były zupełnie naturalnymi, szczytowymi doświadczeniami człowieka, które obecnie można w łatwy sposób zbadać". Sam Beauregard zaś dodaje: "Psychologiczno-duchowa przemiana, która często następuje po przeżyciu DRDM może obejmować zmiany w sposobie myślenia, odczuwania, w postawie życiowej, w fundamentalnych przekonaniach dotyczących własnej osoby i całego świata oraz w zachowaniu. Praca Maslowa i innych prekursorów badań w tej dziedzinie dowiodła, że DRDM są powszechnie kojarzone z transcendencją indywidualnej tożsamości i wzmocnionym poczuciem związku i jedności z innymi ludźmi i całym światem. Ten proces autotranscendencji rozbudza w danej osobie świadomość istnienia transcendentalnej czy też duchowej jaźni". Beauregard odwołuje się też do konkretnych przykładów św. Pawła z Tarsu i św. Franciszka z Asyżu, którzy wskutek takich doświadczeń mistycznych całkowicie zmienili swoje życie. Stawiając tezę o duchowej naturze świata i wszechświata, z którą człowiek kontaktuje się za pośrednictwem tego, co zwykliśmy określać mianem stanów mistycznych, autorzy książki opierają się na osiągnięciach współczesnej nauki, zwłaszcza fizyki kwantowej, badającej zjawiska zachodzące na poziomie subatomowym. Nierozpoznane jeszcze do końca procesy toczące się w świecie mikrocząstek nie mogą co prawda stanowić bezpośredniego dowodu na wspomnianą duchową naturę świata, jednoznacznie podważają jednak dotychczas obowiązujące ustalenia, w myśl których - jak sformułował to Marvin Minsky, jeden z pionierów badań nad sztuczną inteligencją - "Umysł człowieka to komputer wykonany z mięsa". Świat, co udowadniają fizycy, okazuje się bardziej Beauregard w interesujący sposób łączy badania psychologiczne z osiągnięciami neurobiologii, a nawet fizyki. Niekwestionowanym faktem jest posiadanie przez człowieka wolnej woli, czyli możliwości dokonywania wyborów. Zdaniem autora tej książki, istnienie wolnej woli można łączyć z procesami zachodzącymi na poziomie subatomowym. "Elektrony nie istnieją w sposób określony w czasie i przestrzeni. Są to obłoki prawdopodobieństwa, których istnienie w określonym punkcie ma tylko charakter potencjalny" - przypomina (mówiąc w wielkim skrócie) ustalenia określane mianem zasady nieoznaczoności. I wyciąga z tego daleko idące konsekwencje. "W skrócie można powiedzieć, że synapsy, czyli miejsca łączenia komórek nerwowych mózgu, przewodzą sygnały wykorzystując elementy atomów nazywane jonami. Jony funkcjonują zgodnie z zasadami fizyki kwantowej, nie fizyki klasycznej. Co jednak wynika z faktu, że mózgiem rządzi fizyka kwantowa? No cóż, jedną z rzeczy, które natychmiast możemy odrzucić jest determinizm, czyli koncepcja uznająca, że wszystko we wszechświecie było lub może być z góry ustalone. Okazuje się bowiem, że wszechświat, na swoim podstawowym poziomie, nie jest zbiorem praw, lecz obłokiem prawdopodobieństw. W odniesieniu do ludzkiego mózgu oznacza to, że nie jest on zmuszany do podjęcia określonej decyzji. Tak naprawdę doświadczamy smugi możliwości" - stwierdza. "Duchowy mózg" unika jednoznacznych deklaracji, konkretnych odniesień religijnych. To książka pokazująca, że świat, że człowiek jest zbyt skomplikowany, by dał się sprowadzić jedynie do tego, co w potocznym ujęciu określamy mianem materii. Że nie da się samego faktu istnienia zrozumieć przy zanegowaniu tego, co w tej chwili określamy mianem ducha czy duszy. Włodzimierz Jurasz Denyse O'Leary, Mario Beauregard "Duchowy mózg", przekład Zbigniew Kasprzyk, WAM, Kraków 2011, 480 stron.

Jeśli przeżywasz właśnie mniejszy, większy kryzys egzystencjalny to zapraszam Cię na mój autorski warsztat: Jak radzić sobie z kryzysem egzystencjalnym? - wi

Pytanie: Czy może Pan udowodnić, że dusza istnieje? Odpowiedź: W nauce kabały nie jest akceptowane udowadnianie czegokolwiek. Kto chce słuchać – to słucha. Kto nie – jest wolny. Człowiekowi nie można niczego udowodnić, dopóki sam nie odczuje wyższego świata. A poczuć on może tylko, gdy rozwinie swój zmysł do wyższego stanu. W tym mogę mu pomóc. Tak czy inaczej, do tego czasu, gdy to się nie zdarzy, on niczego nie zobaczy. Pytanie: Potrzebne jest do tego człowiekowi powodzenie? Odpowiedź: Potrzebne jest powodzenie, potrzebne szczęście, potrzebny specjalny wyższy znak. Z lekcji w języku rosyjskim, Kategorie: Dusza i ciało Zobacz 21 odpowiedzi na pytanie: Katolicy, jakie macie dowody na istnienie Boga? Ateiści, dlaczego nie wierzycie? POLECANE tylko dostępne Ścierka, piasek, szczur, talerz, pąk, kiełbasa, wiśnia, kurz – egzystencjalny konkret to podstawa rozważań Jolanty Brach-Czainy w książce Szczeliny istnienia. Wydany po raz pierwszy w 1992 roku esej był wielkim wydarzeniem literackim. Zyskał miano książki kultowej, „biblii feminizmu”. Przede wszystkim jednak czytelnicy odbierali te niewielkie objętościowo teksty bardzo osobiście, ponieważ pada w nich pytanie nawet nie o to, jak powinniśmy istnieć, ale o to, jak rzeczywiście istniejemy. Filozofia codzienności Jolanty Brach-Czainy bierze się z zadumy na tym, co blisko, dookoła nas, czego doświadcza każdy człowiek. „Podstawę naszego istnienia stanowi codzienność. A że fakt istnienia przeżywamy jako niezwykle ważny, więc ogarnia nas zdumienie, ilekroć uświadamiamy sobie, że upływa ono na drobiazgach”. Obcinanie paznokci, wynoszenie śmieci, ścielenie łóżka, zmywanie naczyń, obieranie ziemniaków – każda z tych czynności ma w oczach filozofki wymiar egzystencjalny i metafizyczny. Brach-Czaina dopatruje się egzystencjalnego sensu zarówno w rodzeniu się czy umieraniu, jak i w jedzeniu czy codziennym krzątaniu się po domu. Podobnie można go dostrzec w każdej z otaczających nas rzeczy, o ile tylko zechcemy zamilknąć i pozwolić tym przedmiotom codziennego użytku, zdarzeniom potocznym, sytuacjom oczywistym i swojskim drobiazgom przemówić. O ile tylko pozwolimy sobie na myślenie o nich i ich analizę. Szczeliny istnienia pokazują nam, że „codzienność jest nie tylko bezpieczną, płytką laguną nieruchomej nudy, lecz także samym środkiem bytowania, miejscem podstępnej, głębinowej, nieprzejednanej walki sił istnienia i unicestwiania”. Na terenie Czech wyprodukowano Boga. Maszyny zwane karburatorami zaczęły masowo wytwarzać Absolut. W pewnym momencie było go już tak dużo, że postanowiono bombardować nim Anglię. Nastała na świecie nieograniczona obfitość wszystkiego, czego ludziom potrzeba. Ale ludziom potrzeba wszystkiego, tylko nie nieograniczonej że Absolut potrafi przypodobać się ludowi i wszędzie przybiera mentalność danego kraju. W cesarstwie niemieckim Absolut natychmiast stał się państwowy, w Polsce działał jak jakiś gatunek alkoholu, a w Czechach na przykład zachowywał się jak indywidualista. Każdy miał tam swój Absolut na własną tym mniej więcej traktuje ""Fabryka Absolutu"". Zaręczam Państwu, że Karel Capek jest najnowocześniejszym pisarzem europejskim pierwszej połowy XX wieku - Mariusz Szczygieł Krahelska. Krahelskie. Halina, Wanda, Krystyna. Trzy kobiety, jedno nazwisko, zbliżone lata aktywności, ta sama klasa społeczna. Często je mylono, dopisywano im nieistniejące pseudonimy, litery w nazwisku, przypisywano nie ich intencje, mieszano szczegóły biografii, jeden życiorys rozpisywano na trzy albo – częściej – trzy zlepiano w jeden. Tylko jak to opowiedzieć? – zastanawia się Olga Gitkiewicz. Halina Krahelska, legendarna inspektorka pracy, działaczka społeczna i komunistka. Kwestionowała każdy system, a na obiad podawała pogadankę o zatrudnianiu dzieci w łódzkich fabrykach włókienniczych, choć przecież gotowała podobno znakomicie, goście chwalili zwłaszcza jej pieczyste, i piekła mazurki. Nikomu się nie kłaniała. Wanda Krahelska, zamachowczyni z dobrego domu, stała na balkonie w peruce, gdy ulicą jechał powóz carskiego namiestnika. Krystyna Krahelska użyczyła twarzy i ciała pomnikowi warszawskiej Syrenki i jak syrena była dzielna i jasna, a żaden dom nie był jej domem. Klisze, klisze. Więc jak to opowiedzieć? Może usunąć nietrafione epitety, spróbować znaleźć nowe, poddać się, spróbować raz jeszcze. Starać się o obiektywizm i dystans, a potem jednak oceniać. Przykładać współczesną miarę do niewspółczesnych zamiarów, bez pozwolenia czytać cudze listy, rewidować pamięć, tropić błędy, popełniać własne, wpadać w pułapki, gubić się w ślepych zaułkach pomylonych życiorysów, opowiadać. To jest książka o Halinie Krahelskiej i innych kobietach z rodziny Krahelskich. To jest książka o kliszach. Niektóre są prześwietlone. Z Hanną Krall rozmawia Wojciech Tochman, a do szuflad jej biurka zagląda Mariusz Szczygieł. KRALL – to książka, jakiej nie było. Hanna Krall, wybitna reporterka, ta, która opisywała innych, staje się tu bohaterką. Opowiadają o niej – przy aktywnym udziale jej samej – Wojciech Tochman i Mariusz Szczygieł. KRALL składa się z dwóch części. Pierwszą jest rozmowa Wojciecha Tochmana z Hanną Krall. Idziemy razem z nimi przez Warszawę śladami małej Hani, która w 1945 roku wraz z mamą opuszcza zniszczoną stolicę, a później znajduje schronienie w otwockim domu dla sierot. Idziemy do jej dawnego mieszkania przy Targowej 32, do redakcji Polityki, gdzie zrodziła się Krall-reporterka. Słuchamy rozmów o ważnych przyjaźniach z Edelmanem, Kieślowskim, Warlikowskim. Nie jest to wywiad. To rozmowa, w której zacierają się granice – i po chwili nie wiemy już, czy Krall jest jeszcze bohaterką, czy jak zawsze reporterką, bo nie potrafi się powstrzymać od zadawania pytań spotkanym ludziom w tej podróży w przeszłość. „Szuflada”, druga część książki, to również podróż – ale przez domowe archiwum Hanny Krall. Mariusz Szczygieł wyciąga na światło dzienne pożółkłe już zdjęcia, listy i pocztówki, notatki robione na serwetkach przy kawiarnianym stoliku, odrzucone przez cenzurę reportaże, dyplom „Wiadomości Wędkarskich” i publikowany tam Smutek ryb, recenzje książek w gazetach z całego świata, okładki przekładów na kilkadziesiąt języków, zapis wykładu o ważności słów… Każdy z tych przedmiotów, nawet skrawek papieru, to dowód na istnienie. Książka została wydana przy dofinansowaniu ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa. Liczba wyświetlanych pozycji: Dowody na istnienie Boga: 1. Święte księgi: Biblia, Koran, Tora 2. 10. Nie wierzę w istnienie duszy, więc znowu dla mnie punkt-bujda. Sądzę, że Twoje Dowód z istnienia sumienia jest jednym z tylko dwóch dowodów na istnienie Boga, o których wspomina Pismo Święte, ten drugi jest dowodem z istnienia projektu (oba znajdują się w Liście do Rzymian). Oba dowody są zasadniczo prostymi, naturalnymi intuicjami. Jedynie kiedy czyni się skomplikowane, sztuczne zastrzeżenia do tych dowodów, zaczynają one wyglądać na skomplikowane. Prostym, intuicyjnym spostrzeżeniem dowodu z istnienia sumienia jest to, że każdy na świecie wie w głębi serca, że jest absolutnie zobowiązany być dobrym i czynić dobro, a to absolutne zobowiązanie może pochodzić tylko od Boga. Stąd każdy zna Boga, chociaż niejasno, na podstawie tej moralnej instytucji, która jest zazwyczaj nazywana sumieniem. Sumienie jest głosem Boga w duszy. Jak wszystkie dowody na istnienie Boga, ten jeden dowodzi tylko małego wycinka tego, co wiemy o Bogu na podstawie nadprzyrodzonego Objawienia. Ale ten wycinek jest znacznie większy niż to, co objawiają o Bogu dowody z natury, ponieważ ten dowód zawiera bogatsze dane, bogatszy punkt wyjścia. Tutaj mamy informacje z wewnątrz, by tak powiedzieć: samą wolę Boga przemawiającą do nas, chociaż niejasno i szeptem, chociaż kiepsko słyszaną, przyjmowaną i respektowaną w głębi naszej duszy. Dowody z natury zaczynają się od danych, które są jak książka pisarza; dowody z sumienia zaczynają się od danych, które są bardziej jak bezpośrednia rozmowa, na żywo, z autorem. Zanim zaczniemy, powinniśmy zdefiniować i wyjaśnić kluczowy termin sumienie. Współczesne znaczenie zazwyczaj wskazuje zwykłe poczucie, że zrobiłem coś złego albo że mam właśnie coś złego zrobić. Tradycyjne znaczenie w teologii katolickiej to wiedza o tym, co jest dobre i złe: rozum zastosowany do moralności. W naszym dowodzie będziemy się posługiwać takim znaczeniem sumienia, które oznacza wiedzę, a nie jedynie poczucie, ale jest to raczej wiedza intuicyjna niż racjonalna albo analityczna – i jest to przede wszystkim wiedza o tym, że zawsze muszę czynić dobro, nigdy zło, wiedza o moim absolutnym zobowiązaniu do dobra, do wszelkiego dobra: sprawiedliwości i miłosierdzia, cnoty i świętości; tylko w dalszym rzędzie jest to wiedza o tym, co jest dobre, a co jest złe. W dalszym rzędzie jest to wiedza o faktach moralnych, podczas gdy w pierwszym rzędzie jest to wiedza o moich moralnych powinnościach, wiedza o samym prawie moralnym i jego wiążącym autorytecie w moim życiu. Ta wiedza tworzy podstawę dla dowodu z sumienia. Jeśli ktokolwiek twierdzi, że po prostu nie posiada tej wiedzy, jeśli ktokolwiek mówi, że po prostu tego nie dostrzega, to dla niego z tego dowodu nic nie wyjdzie. Pozostaje jednak kwestia, czy nie dostrzega tego uczciwie i rzeczywiście nie ma sumienia (albo ma radykalnie wadliwe sumienie), czy też tłumi wiedzę, którą rzeczywiście posiada. Boże Objawienie mówi nam, że tę wiedzę tłumi (Rz 1,18b; 2,15). W tym wypadku to, co jest potrzebne przed podjęciem racjonalnego, filozoficznego dowodu, to jakaś uczciwa introspekcja, by dostrzec dane. Dane, sumienie – to jak worek złota zakopany na moim podwórzu. Jeśli ktoś mówi mi, że tam jest i że to dowodzi, że jakiś bogaty człowiek tam go zakopał, to muszę najpierw wykopać i odnaleźć skarb, nim będę mógł wywnioskować coś więcej na temat przyczyny istnienia skarbu. Nim sumienie udowodni komukolwiek istnienie Boga, ta osoba musi uznać obecność skarbu sumienia na podwórzu swojej duszy. Jednak niemal każdy uzna tę przesłankę. Często będzie ją inaczej tłumaczyć, inaczej interpretować, upierać się, że nie ma nic wspólnego z Bogiem. Ale jest to właśnie to, co dowód próbuje pokazać: że jeśli tylko uznasz przesłankę o autorytecie sumienia, to musisz uznać wniosek o istnieniu Boga. Jak do tego dojść? Niemal każdy uzna nie tylko istnienie sumienia, ale także jego autorytet. W epoce buntu przeciwko niemal każdemu autorytetowi i wątpieniu o niemal każdym autorytecie, w epoce, w której samo słowoautorytet zmieniło się ze słowa wyrażającego respekt w słowo wyrażające pogardę, pozostaje jeden autorytet: indywidualne sumienie. Niemal nikt nie powie, że powinno się grzeszyć przeciwko własnemu sumieniu, być nieposłusznym wobec własnego sumienia. Bądź nieposłuszny Kościołowi, państwu, rodzicom, osobom mającym autorytet, ale nie bądź nieposłuszny swojemu sumieniu. Stąd ludzie zazwyczaj uznają, chociaż zazwyczaj nie ubierają tego w te słowa, absolutny autorytet i wiążące zobowiązanie sumienia. Tacy ludzie są zazwyczaj zdumieni i zadowoleni, kiedy odkryją, że św. Tomasz z Akwinu, i to właśnie on, zgadza się z nimi do tego stopnia, że mówi, iż kiedy katolik zacznie wierzyć, że Kościół się myli w jakiejś zasadniczej, oficjalnie zdefiniowanej nauce, to będzie grzechem śmiertelnym przeciwko sumieniu, grzechem hipokryzji, jeśli pozostanie w Kościele i dalej będzie nazywał siebie katolikiem; ale będzie to tylko grzechem lekkim przeciwko wiedzy, jeśli opuści Kościół przez uczciwy, ale tylko częściowo zawiniony błąd. A więc jedna z dwóch przesłanek dowodu została ustalona: sumienie jest dla mnie absolutnym autorytetem. Drugą przesłanką jest to, że jedynym możliwym źródłem absolutnego autorytetu jest absolutnie doskonała wola, Istota Boska. Wniosek jest taki, że taka istota istnieje. Jak ktoś mógłby się nie zgodzić z drugą przesłanką? – Znajdując inną podstawę dla sumienia niż Bóg. Są cztery takie możliwości: coś abstrakcyjnego i bezosobowego, jak idea; coś konkretnego, ale mniej ludzkiego, coś na poziomie instynktu zwierzęcego; coś na poziomie ludzkim, ale nie boskie; coś wyższego niż poziom ludzki, ale jeszcze nie boskie. Innymi słowy, weźmiemy pod uwagę wszystkie możliwości, przyglądając się temu, co abstrakcyjne, konkretne-poniżej-ludzkie, konkretne-ludzkie i konkretne-ponad-ludzkie. Pierwsza możliwość oznacza, że podstawą sumienia jest prawo bez prawodawcy. Jesteśmy całkowicie zobowiązani wobec abstrakcyjnego ideału, wzoru zachowania. Nasuwa się wobec tego pytanie: gdzie ten wzór istnieje? Jeśli nie istnieje nigdzie, to jak rzeczywista osoba może podlegać autorytetowi czegoś nierzeczywistego? Jak to możliwe, by „większe” było podmiotem „mniejszego”? Jeśli jednak ten wzór albo idea istnieje w umysłach ludzi, to jaki oni mają wobec tego autorytet, by narzucać tę swoją idę mnie? Jeśli ta idea jest tylko ideą, to nie ma osobistej woli stojącej za nią; jeśli jest to tylko czyjaś idea, to ma ona tylko tego kogoś za sobą. W żadnym z tych przypadków nie mamy wystarczającej podstawy dla absolutnego, niezawodnego, nie podlegającego wyjątkom autorytetu. Ale już przyznaliśmy, że to sumienie ma autorytet, że nikt nie powinien nigdy być nieposłuszny wobec swojego sumienia. Druga możliwość oznacza, że odnajdujemy sumienie w instynkcie biologicznym. „Miłować się trzeba lub zginąć” – pisze poeta Auden. Podświadomie wiemy o tym – powie wierzący w tę drugą możliwość – tak jak zwierzęta podświadomie wiedzą, że jeśli nie będą się zachowywać w pewien określony sposób, to gatunek nie przetrwa. To dlatego zwierzęce matki poświęcają się dla swoich dzieci i jest to wystarczające wytłumaczenie także dla ludzkiego altruizmu. Jest to instynkt stadny. Kłopot z tym wytłumaczeniem polega na tym, że podobnie jak pierwsze, nie wyjaśnia ono absolutności autorytetu sumienia. Wierzymy, że powinniśmy być nieposłuszni instynktowi – jakiemukolwiek instynktowi – w pewnych sytuacjach. Ale nie wierzymy w to, że powinniśmy być nieposłuszni naszemu sumieniu. Powinno się zazwyczaj być posłusznym instynktowi matczynej miłości, ale nie oznacza to powstrzymywania syna przed ryzykowaniem życia, by ocalić kraj w sprawiedliwej i koniecznej wojnie obronnej albo gdy oznacza to niesprawiedliwość i brak miłosierdzia wobec synów innych matek. Nie istnieje żaden instynkt, któremu zawsze powinno się być posłusznym. Instynkty są jak klawisze fortepianu (obraz pochodzi od Lewisa); prawo moralne jest jak partytura. Różne nuty są dobre w różnym czasie. Ponadto instynkty nie tylko nie tłumaczą tego, co powinniśmy robić, ale także tego, co rzeczywiście robimy. Nie zawsze idziemy za instynktami. Czasami idziemy za słabszym instynktem, kiedy spieszymy z pomocą ofierze, nawet gdy boimy się o własne bezpieczeństwo. Instynkt stadny jest tutaj słabszy niż instynkt samozachowawczy, ale nasze sumienie, jak partytura, mówi nam, by grać tutaj słabą nutę zamiast mocnej. Uczciwa introspekcja wyjawi każdemu, że sumienie nie jest instynktem. Kiedy budzik budzi cię wcześnie rano i uświadamiasz sobie, że obiecałeś pomóc swojemu przyjacielowi tego ranka, twoje instynkty ciągną cię z powrotem do łóżka, ale coś zupełnie innego od twoich instynktów mówi ci, że powinieneś wstać. Nawet jeśli czujesz dwa instynkty, które cię ciągną w dwie strony (np. jesteś zarówno głodny, jak i zmęczony), to konflikt pomiędzy tymi dwoma instynktami jest całkiem odmienny i można odczuć oraz poznać, że jest całkiem odmienny od konfliktu pomiędzy sumieniem a jednym z tych instynktów lub z oboma. Całkiem po prostu, sumienie mówi ci, że powinieneś coś uczynić lub nie, kiedy instynkty po prostu powodują tobą, byś coś uczynił lub nie. Instynkty sprawiają, że coś jest dla twoich upodobań atrakcyjne lub odpychające, ale sumienie sprawia, że coś jest dla twojego wyboru obowiązkowe, obojętnie, jak reagują na to twoje upodobania. Ludzie w większości uznają te oczywiste introspektywne dane, jeśli są uczciwi. Jeśli próbują się wywinąć z tego dowodu w tym momencie, to zostaw ich samych z tą kwestią, a jeśli są uczciwi, to staną twarzą w twarz z danymi, kiedy będą sami. Trzecia możliwość jest taka, że to inne istoty ludzkie (albo społeczeństwo) są źródłem autorytetu sumienia. Jest to najpopularniejszy pogląd, ale jest on także najsłabszy ze wszystkich czterech możliwości. Gdyż społeczeństwo nie oznacza czegoś ponad innymi ludźmi, czegoś takiego jak Bóg, chociaż wielu ludzi traktuje społeczeństwo właśnie jak Boga, nawet w trakcie mówienia, zniżając głos niemal do szeptu, kiedy to święte imię jest wspominane. Społeczeństwo to po prostu inni ludzie, tacy jak ja. Jaką władzę mają nade mną? Czy zawsze mają rację? Czy nigdy nie wolno mi być nieposłusznym wobec nich? Co to za ślepy konserwatyzm wobec zastanego stanu rzeczy? Czy Niemiec powinien był być posłuszny społeczeństwu w epoce nazizmu? Twierdzenie, że społeczeństwo jest źródłem sumienia, oznacza twierdzenie, że kiedy zamiast jednego więźnia mamy tysiąc więźniów, to oni stają się sędzią. Oznacza to stwierdzenie, że zwykła ilość daje absolutny autorytet; że to, co osoba indywidualna ma w swojej duszy, jest niczym, a nie żadnym sumieniem mającym autorytet; ale to, co społeczeństwo (tj. wiele osób indywidualnych) ma – jest. Jest to po prostu logicznie niemożliwe, jak istnienie myślących kamieni, które mogą myśleć, jeśli tylko jest ich wystarczająco dużo. (Niektórzy orędownicy sztucznej inteligencji, swoją drogą, wierzą właśnie w taki rodzaj logicznego błędu: że elektrony, układy scalone i kawałki metalu mogą myśleć, jeśli tylko jest ich wystarczająco dużo w prawidłowej konfiguracji geometrycznej). Czwarta możliwość utrzymuje, że źródłem autorytetu sumienia jest coś nade mną, ale nie jest to Bóg. Co to mogłoby być? Ani społeczeństwo, ani instynkty nie są nade mną. Ideał? Jest to pierwsza możliwość, jaką omówiliśmy. Wygląda na to, że po prostu nie ma tutaj żadnych kandydatów. A to pozostawia nas z Bogiem. Nie jakimś rodzajem Boga, ale moralnym Bogiem Biblii, przynajmniej Bogiem judaizmu. Pośród wszystkich starożytnych ludów Żydzi byli jedynymi, którzy utożsamiali swojego Boga ze źródłem obowiązku moralnego. Bogowie pogańscy domagali się rytualnego oddawania czci, wzbudzali strach, wymyślali wszechświat czy rządzili wydarzeniami w ludzkim życiu, ale żaden z nich nigdy nie dał Dziesięciu Przykazań ani nie powiedział: „Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty. Ja, Pan, Bóg wasz!”. Żydzi widzieli że źródło natury i sumienia jest jedno, a chrześcijanie (i muzułmanie) ten pogląd po nich odziedziczyli. Twierdzenie Żydów, że są narodem wybranym przez Boga, interpretuje ten pogląd w najskromniejszy z możliwych sposobów: jako Boże Objawienie, a nie pochodzący z ludzkiej inteligencji. Ale kiedy już został objawiony, pogląd ten można postrzegać jako całkowicie logiczny. By podsumować ten dowód najprościej i najbardziej zasadniczo: sumienie ma absolutny, bezwzględny, wiążący autorytet moralny nad nami, wymagający bezwarunkowego posłuszeństwa. Ale tylko doskonale dobra, sprawiedliwa Boska wola będzie ten autorytet posiadać i będzie posiadać prawo do absolutnego, bezwyjątkowego posłuszeństwa. Wobec tego sumienie jest głosem woli Bożej. Oczywiście nie zawsze słyszymy ten głos właściwie. Nasze sumienie może się mylić. To dlatego pierwszym obowiązkiem, jaki mamy w sumieniu, jest formowanie naszego sumienia poprzez szukanie prawdy, szczególnie prawdy o tym, co Bóg objawił nam jako przejrzyste mapy moralne (Pismo Święte i Kościół). Jeśli tak, to kiedykolwiek nasze sumienie wydaje się mówić nam, byśmy byli nieposłuszni tym mapom, to nie działa prawidłowo i możemy to poznać dzięki samemu sumieniu, jeśli tylko pamiętamy, że sumienie jest czymś więcej niż tylko chwilowym uczuciem. Jeśli nasze bezpośrednie uczucia byłyby głosem Boga, musielibyśmy być politeistami albo inaczej Bóg musiałby być schizofrenikiem. Napisał PETER KREEFT tłum. Jan J. Franczak Fragment książki Fundamentals of the Faith (Podstawy wiary) wydanej przez Ignatius Press Jeśli na coś jest to dowód to na istnienie ojca kłamstwa. Gdy dotarła do mnie książka z wydawnictwa „Znak” z książką „Dowód”, reklamowaną jako „prawdziwa historia neurochirurga, który przekroczył granicę śmierci i odkrył Niebo”, miałem nadzieję na lekturę porywającą. Nie, żeby wcześniej był przekonany do
zapytał(a) o 21:32 Czy masz dowody na istnienie duchów ? Opowiedz. Ostatnia data uzupełnienia pytania: 2009-12-26 12:54:21 Odpowiedzi Ja osobiście nie próbowałam tego w żaden sposób udowodnić . Jednak jeśli spojrzeć na to z naukowego punktu widzenia .. istnieje sporo ludzi , którzy przeżyli śmierć kliniczną . Większość przypadków jest potwierdzona . [zatrzymanie pracy serca , + widzieli napisy na podłodze, których nie dało się zobaczyć stojąc na niej .. napisy były tam specjalnie .] Co wiec działo się z nimi po śmierci ? Jak to możliwe że widzieli te napisy? Musieliby co najmniej znaleźć się na suficie . Czy tego dokonali ? Ich ciało nie , ale ich dusza owszem. Potrafili powiedzieć co się działo na sali.. Skąd to wiedzieli , skoro ich serce przestało bić .. ? Chodzi o to , że nasze dusze po śmierci opuszczają ciało . I stają się właśnie duchami . I to wszystko na ten temat . Kamela : w takim razie jak wytłumaczysz fakt , że ludzie umieli powiedzieć co działo się w sali obok ? niedotlenienie mózgu ? Ich dusza musiała w jakiś sposób znaleźć się w drugim pokoju.. W trakcie operacji ciało pacjentów leżało na stole operacyjnym ! Jakoś musieli się tam dostać . I byli tam w niematerialnej postaci .. Właśnie jako duchy ! blocked odpowiedział(a) o 22:27 Dla mnie istnienie duchów jest tak oczywiste jak to że Ziemia krąży wokół Słońca ale to tylko moje zdanie do którego nikogo nie będę przekonywał ani nikogo pewnie nie przekonam nawet gdybym chciał. Duchy należą do parapsychologii / parapsychiki / zjawisk paranormalnych więc jak sam przedrostek ,, para- " wskazuje nie da się udowodnić ich prawdziwości itp. Wszystko zależy tylko od naszej wiary i doświadczeń. ;) TAK. W 3 i 4 klasie jak wracalam ze szkoly bylam sama w domu. Zawsze przed wejsciem zapalam swiatlo i widzialam dzieci blizniaki (dzwiewczynke i chlopaka). Jak wchodzilam za prog drzwi juz ich nie bylo. W tamtym roku chyba bylam w kuchni szukalam by cos zjesc w lodowce i krzeslo sie przysunelo do stolu same. Kilka dni temu jak poszlam sie kompac woda zaczela sie sama lac z weza od prysznica. I to juz kilka razy. W tamtym roku ktos dobijal mi sie do drzwi a za drzwiami nikogo nie bylo ;) duzo mam takich dowodow... istnieje sporo ludzi , którzy przeżyli śmierć kliniczną . Większość przypadków jest potwierdzona . [zatrzymanie pracy serca , + widzieli napisy na podłodze, których nie dało się zobaczyć stojąc na niej .. napisy były tam specjalnie .] Co wiec działo się z nimi po śmierci ? Jak to możliwe że widzieli te napisy? Musieliby co najmniej znaleźć się na suficie . Czy tego dokonali ? Ich ciało nie , ale ich dusza owszem. Potrafili powiedzieć co się działo na sali.. Skąd to wiedzieli , skoro ich serce przestało bić .. ? Chodzi o to , że nasze dusze po śmierci opuszczają ciało . I stają się właśnie duchami . I to wszystko na ten temat . MC` odpowiedział(a) o 21:06 jasne że mam, i dziwie sie tym którzy twierdzą że duchów nima! xd Valkiria odpowiedział(a) o 23:31 ciezko jest o jakiekolwiek dowody na istnienie duchow czy innych zjawisk paranormalnych. dlatego do dzis podwaza sie ich istnienie. jezeli za dowod uznamy nagrania na tasmie, zdjecie czy film, zawsze znajdzie sie ktos, kto bedzie dowodzil, ze jest to sfingowane. gdyby byly jakiekolwiek namacalne dowody na istnienie duchow, nie byloby dzis tylu niedowiarkow a obcowanie z istotami niematerialnymi uznawalibysmy za cos naturalnego. odp. brzmi wiec: nie, nie mam dowodow. ale mam wspomnienia i relacje osob, ktore nieraz mi towarzyszyly. pzdr to złe anioły,był taki jeden najpiękniejszy anioł.. on chciał być lepszym od boga,no i bóg nazwał go szatanem, za karę dał go na kusi ludzi/dzieci do zła,jak narkotyków,papierosów nigdy tych duchów nie zobaczysz,jedynie możesz słyszeć będziesz bawiła się magią lub interesowała się takimi rzeczmi jak magia,to wtedy duchy mają do ciebie większy dostęp,a wtedy już bóg cię nie chorni jeżeli przeciwstawisz si mu i będziesz po stronie złych demonów. mibello odpowiedział(a) o 21:33 blocked odpowiedział(a) o 21:34 blocked odpowiedział(a) o 21:35 blocked odpowiedział(a) o 22:09 fair ♥ . odpowiedział(a) o 14:43 Black PrincesS [sorka jak żle napisałam] ma racje innego wytłmczenia niema pzdr [_] blocked odpowiedział(a) o 19:26 Hmm no nie wiem co mam o tym myśleć. Ale to są tylko słowa tych ludzi co to przeżyli, naukowych dowodów na to nie ma. Tak samo jak nie da się udowodnić istnienia Boga, tak samo dotyczy to duchów... Wierzy się w to albo nie. są dowody! kliniczna ( wszystko to co napisała black princeSs) 2. widziałam ducha i moje koleżanki tez 3. jeśli nie wierzysz w duchy to je wywoaj i zobaczysz czy przyjdą 4. poszukaj w googlach i na youtube napisz duchy i zdjęcia duchów i zobaczysz ile niesamowitych przypadków! 5. zdazyło ci się ze coś zgubilas i nie znalazłaś nigdy? 6. zdarzyły ci sie inne niewyjaśnione rzeczy? a twoim koloezankom? 7. poszukaj czegoś o OOBE i strubuj znaleźć sie w takim stanie, a zobaczysz blocked odpowiedział(a) o 14:47 Mam . Nie opowiem , zadużo tego wszystkiego ;[[ blocked odpowiedział(a) o 10:11 Black PrinceSs : wszystko dzieje się przez niedotlenienie mózgu... nie. nie wierz w cuda niewidy. ;] Uważasz, że znasz lepszą odpowiedź? lub
Faustyny, która modliła się takimi słowami: O, jak wielkie jest Imię Twoje, o Panie, ono jest mocą duszy mojej, gdy siły ustają i ciemności tło- czą się do duszy, to Imię Twoje jest słońcem, którego promienie oświecają, ale i grzeją, a dusza pod ich wolywem staie sie piekna i promieniuie, biorac blask z Imienia Twego (Dz. 862). Znam wielu ateistów, którzy jako dowód na nieistnienie Boga podają brak dowodów na jego istnienie. Czy jednak słusznie? Moim zdaniem człowiek, który otworzy oczy, jest w stanie zobaczyć szereg nieścisłości w ateistycznym modelu wszechświata. Jeżeli więc pogląd mówiący, iż nie istnieją żadne siły niematerialne, jest kompletnie nielogiczny, to logika podpowiada, że należy obrać ten drugi, w tym wypadku od razu, że nie przedstawię tu żadnych pomiarów czy innych naukowych doświadczeń empirycznych, mówiących mi, że Bóg istnieje, ale osobiste logiczne wywody i przemyślenia, z którymi (jak zorientowałem się po poznaniu poglądów wielu mądrych teistów) zgadza się większość racjonalnie myślących ludzi. Nie obrażam oczywiście ateistów, ponieważ w większości są to ludzie logicznie myślący i racjonalni. Problem w tym, że ich racjonalizm zamyka się w wąskim kręgu obserwacji świata, tym samym zagłuszając wewnętrzny głos pytający, o te najważniejsze sprawy. Ja dzisiaj przedstawię wam garść wiedzy, która udowodni, że nauka i Bóg właściwie od zawsze idą w parze, ponieważ im więcej świata odkrywamy, tym bardziej nas zadziwia i potwierdza, że jest zbudowany nieprzypadkowo. Być może ten artykuł pomoże komuś wrócić do wiary albo zakopać głęboko pod ziemią wątpliwości, które wielu sercom odbierają spokój. To naturalne, że pewna część nas nasuwa myśl: „A może to tylko wygodne kłamstwo? A może się oszukuję, bo tak jest dla mnie przyjemniej? Czy mam jakieś racjonalne przesłanki, mówiące, że Bóg faktycznie gdzieś tam jest?”. Naturalna jest też w nas żądza wiedzy, ponieważ to wiedza pozwala lepiej zrozumieć naturę Pana i wzmocnić w nas poczucie sensu życia. Człowiek to z natury słaba istota, ale właśnie w tej słabości, paradoksalnie tkwi nasze piękno. Możemy się rozwijać, a droga życia usłana wybojami nas wzmacnia. Sami pracujemy na szczęście, ponieważ Pan dał nam taką możliwość i zakodował w głowie plan doskonalenia się. To czyni nasza podróż celową i pełną przygód. Dobrze więc przejdźmy do dowodów:Początek wszechświataNaukowcy już dawno opracowali model, który mówi, że świat mógł powstać „sam z siebie”, a nawet rzekomo wykonali obliczenia potwierdzające, że mają rację. I właśnie tu pojawia się spór- możesz uwierzyć jednemu środowisku- grupce matematyków i astrofizyków, którzy mówią, że Boga nie ma, bądź drugiemu- Religi. Coraz więcej ludzi niestety gubi gdzieś wiarę i myśli, że skoro uwierzy tym bardziej racjonalnym, stanie się oświecona. Niestety wiara w obliczenia to wciąż „tylko” wiara. Typowy ateista wypiera więc myśl, że przedstawiciele sfer duchowych mają rację, na rzecz wiary w słuszność obliczeń, których nigdy nie widział i zaufania ludziom, którzy oddaleni od nas o tysiące kilometrów mogą dowolnie kombinować. Zostawmy jednak autentyczność astrofizyków i przejdźmy do logiki. Zdaniem ateisty świat był na początku bardzo gęstym punktem materii i w pewnym momencie ot tak nastąpił „wybuch” czyli rozszerzanie się tego punktu. Powstał czas. Pierwsza nielogiczność w tym założeniu to oczywiście pytanie, co było przed tym nieskończenie gęstym i małym punktem? Przecież nic w świecie materialnym nie powstaje samo z siebie. Drugie pytanie bez odpowiedzi: Kto lub co spowodowało ekspansję wszechświata? Wiadomo, że do każdej akcji potrzebny jest bodziec, a w wypadku punktu istniejącego przed światem, o bodźcu nie ma mowy. Kolejne pytanie: Jak w ogóle możemy mówić o tym, że coś mogło się stać, skoro wtedy jeszcze nie istniał czas? To czas warunkuje zmianę, a ta jak wiecie, nastąpiła. Natomiast mój pogląd, zakładający, że to właśnie Bóg zaplanował i zrobił ten świat, że to on odpowiada za tak zwany Big Bang, jest pozbawiony logicznych luk. Pojawia się pytanie, które na pewno zada ateista: a co było przed Bogiem? Odpowiedź: Bóg. W świecie duchowym (który wedle życzenia sceptyków miałby nie istnieć) nie ma takich samych praw jak w naszym, a więc i nie ma konieczności chronologii. Być może to Bóg stworzył samego siebie, być może wyższy Bóg stworzył naszego Boga, a koło stworzenia się zapętla, a może po prostu nasz Bóg istniał od zawsze, gdyż czas nie płynie liniowo w świecie duchowym. Niemniej jest to odpowiedź. Istnienie Absolutu jest także odpowiedzią na pytanie, kto spowodował zmianę i dlaczego w ogóle mogła życiaAby powstała chociaż jedna najmniejsza cząstka białka, muszą wpierw powstać aminokwasy. Są to dość skomplikowane w budowie cząsteczki. Przykładowo walina (jeden z kluczowych aminokwasów) ma wzór C5H11NO2. Następnie w szeregu musiałoby się ustawić co najmniej 150 z nich (a przecież mówimy o najprostszym, najkrótszym łańcuchu białka), uporządkować w odpowiedniej kolejności, połączyć odpowiednimi wiązaniami, przyjąć odpowiedni kształt łańcucha i zachować stabilność. To wszystko przy założeniu, że świat jest pozbawiony ingerencji świadomej i planującej istoty jest doprawdy niedorzeczne, gdyż takie przypadki po prostu są niemożliwością. Szacuje się, że prawdopodobieństwo samoistnego powstania najprostszej jednej cząstki białkowej to 1 /1 × 10 do potęgi 160. Innymi słowy: Jeden do jedynki i stu sześćdziesięciu zer! Sami widzicie, że jest to, lekko mówiąc śmieszne, twierdzić, że we wszechświecie, w którym nie istnieje nawet 1 × 10 do potęgi setnej atomów, samoczynnie powstała cząstka proteinowa. Warto wspomnieć, że nawet najprostszy jednokomórkowiec składa się z co najmniej 100 takich cząstek. Dodatkowo jest skonstruowany z cukrów i kwasów tłuszczowych, wprawdzie nie aż tak kolosalnie skomplikowanych w budowie, jak białka, ale dalej niebanalnie złożonych. Nawet nie ufając szacunkom odnośnie do prawdopodobieństwa powstania życia i opierając się na logice, mogę potwierdzić, że życie nie mogło powstać przez przypadek: Wiecie, jak człowiek, bakteria lub grzyb powstaje? Od innego człowieka, bakterii lub grzyba. W dobie ewolucji oczywiście jeden gatunek zmieniał się na doskonalszy, ale nigdzie nie ma mowy, o powstaniu materii organicznej z materii nieorganicznej. Tylko żywa istota może skonstruować białko. Tylko coś żywego może przekazać życie dalej. Jeżeli ktoś nie wierzy, niech wyobrazi sobie duży słoik, do którego wkładamy 10 różnych klocków lego, no i potrząsamy nim, choćby przez nieskończoność godzin. Czy ludzik samoistnie się złoży? Oczywiście, że nie, ponieważ jego budowa, choć wydaje się prosta dla człowieka, jest niemożliwa dla przypadku. Jedynie ingerencja istoty planującej mogła stworzyć tak skomplikowany twór, jak materia organiczna. Pomyślcie o człowieku jak o drewnianym szałasie w środku lasu (oczywiście to uproszczenie, albowiem człowiek jest miliony razy bardziej skomplikowany w budowie). Nawet ten szałas musiał zostać przez kogoś zbudowany, ponieważ cechuje logiczną strukturą. Nie ma domu, bez architekta, czy budowniczego, tak samo, jak nie byłoby człowieka i wszechświata bez może mówić, że tylko naukowe obserwacje są dowodem jednoznacznym, jednak świadomości nikt nigdy nie widział, a jednak każdy wie, że istnieje, ponieważ to się po prostu czuje. Nikt nie widział myśli, abstrakcyjnych pojęć takich jak miłość i szacunek, co wcale nie oznacza, że to wszystko jest wymysłem. Przyjęcie, że myśl to tylko neuron przewodzący prąd, połączony z innymi neuronami, jest równie absurdalne, co przyjęcie, że sałatka wielowarzywna kopnięta prądem zacznie odczuwać jakieś emocje. Polecałbym każdemu niedowiarkowi poświęcić życie na obserwację sałatki, być może kiedyś zacznie się zmieniać w człowieka „z własnej woli”, której nie ma. Może, kiedy to się stanie, uwierzy w Boga, bo zobaczy niemożliwość samoistnego zaistnienia ewolucji, jako złożonego programu doskonalenia się. Wróćmy jednak do świadomości: Naukowcy wciąż, mimo analizowania mózgu i dokładnego monitorowania procesów w nim zachodzących, nie wiedzą, jaka jego część odpowiada za świadomość. Prosty wniosek nasuwa się sam: mamy w sobie jakąś duchową część, która to właśnie odpowiada za myśli. A ona musiała zostać stworzona przez kogoś wyższego i myślącego niebanalnie- przez Kreatora. Mózg w ciele jest tylko przewodnikiem i właśnie dlatego wszelkie jego choroby odbijają się na osobowości czy zachowaniu. Dusza zawsze powstaje w stanie idealnym, nienaruszona procesem starzenia się i nienarażona na psucie się, jednak mózg, jako zepsuty pośrednik, czasem nie może spełniać swojej funkcji przewodzenia. I tak jak woda nie dostanie się z całą mocą do końca pękniętego węża ogrodowego, tak myśl nie jest w stanie dotrzeć do świata zewnętrznego niezmieniona, kiedy nasz mini komputer w czaszce zawodzi. Całe życie doczesne to zgranie się zmysłów cielesnych, które przesyłają informacje do mózgu, a ten poprzez energię elektryczną daje je duszy, ze zmysłami duchowymi, czyli ze świadomością i logiką, nasza osobowością i wspomnieniami zawartymi w duszy. Pomyślcie o ludzkim mózgu, jak o komputerze (istnieje bowiem między nimi znaczne podobieństwo). Zadaniem komputera jest zbieranie informacji i ich przetwarzanie, ale sam nigdy nie może zrobić nic z własnej woli, ponieważ jest tylko maszyną. Nie może wydać sobie poleceń, nie może wykształcić emocji, nie może wiedzieć, że istnieje. Mózg również wszystko przetwarza kontroluje i zamienia. Dla przykładu- kontroluje pragnienia, przetwarza obraz na impuls, zamienia emocje na czyny. Ale czy mógłby, jako (rzekomo, w teorii ateistów) przypadkowo powstały zlepek materii, tworzyć stan niematerialny? Czy to nie właśnie człowiek, nadając wszystkiemu znaczenie, oceniając i myśląc, jest najwyższym dowodem istnienia boskości? Wszak stan, którego każdy z nas doświadcza- myśl, nie mógłby zaistnieć z materialistycznego punktu widzenia, ponieważ sam nie jest materią, ani nawet energią. Jest czystym, doskonałym w swojej złożoności trwającym stanem, nadającym wszystkiemu wartość i celowość. A kto, jak nie Wspaniały Twórca, mógł dać nam zdolność myślenia i tchnąć w nas możliwość doświadczania?Chcesz wiedzieć ile wiernych i duchownych ma Kościół w Polsce? Zobacz V7iZtQ1.
  • fe7g7s03ek.pages.dev/191
  • fe7g7s03ek.pages.dev/299
  • fe7g7s03ek.pages.dev/174
  • fe7g7s03ek.pages.dev/215
  • fe7g7s03ek.pages.dev/179
  • fe7g7s03ek.pages.dev/88
  • fe7g7s03ek.pages.dev/364
  • fe7g7s03ek.pages.dev/16
  • fe7g7s03ek.pages.dev/126
  • dowody na istnienie duszy